wtorek, 3 maja 2011

Pierwotna wspólnota Kościoła paradygmatem zawierzenia imieniu Jezus


Życie pierwotnego Kościoła zostało najpełniej scharakteryzowane w Dziejach Apostolskich. Można stwierdzić, że ta księga Nowego Testamentu przekazuje w sposób wiarygodny samą istotę wiary i duchowości Kościoła pierwszego wieku[1]. Nawet pobieżnie czytając Dzieje Apostolskie, bez przeprowadzania szczegółowej egzegezy, można zauważyć, że wyróżniającą cechą tej księgi są między innymi liczne odwołania do imienia Jezus.
Perykopy biblijne, które zawierają nawiązania do „imienia Jezusa”, „imienia Jezusa Chrystusa”, „imienia Pana Jezusa” „Jego imienia” lub po prostu do „imienia” można pogrupować tematycznie. Dzieje Apostolskie opowiadają, że znaki i cuda są zdziałane „w” lub „przez” imię Jezusa (por. Dz 3, 6; 4, 7; 4, 10; 4, 30; 16, 18). Apostołowie nauczają, przemawiają i głoszą to imię (por. Dz 4, 17-18; 5, 28; 5, 40; 9, 15; 9, 27; 8, 12), udzielając chrztu w „imię Pana Jezusa” (por. Dz 2, 38; 8, 16; 10, 48; 19, 5). Imię Jezus jest wzywane (por. Dz 2, 21; 9, 14; 19, 13; 22, 16), wyznawane (por. Dz 9, 21) i wysławiane (por. Dz 19, 17), a uczniowie nie wahają się cierpieć, a nawet ponieść śmierć dla tego imienia (por. Dz 5, 41; 9, 16; 15, 26; 21, 13). Taka postawa wynika z wiary, że tylko w tym imieniu można osiągnąć zbawienie (por. Dz 3, 16; 4, 12; 10, 42-43).
Główną treścią kerygmatu Kościoła w I w. była Osoba Jezusa Chrystusa oraz dokonane przez Niego dzieło zbawcze. Udzielanie chrztu wiązało się ściśle z wiarą w zmartwychwstałego Chrystusa, a u jego podstaw leżało przekonanie, że przyjmujący go wchodzi w nierozerwalny związek z Jezusem — Zbawicielem. Dlatego właśnie pierwotnie chrzest odbywał się w „imię Jezusa Chrystusa”. Formuła trynitarna zaś jest późniejsza. Chrzest w imię Jezusa miał zamiar uwypuklić Osobę Chrystusa i ukazać konieczność uznania Go za Pana i Mesjasza — Boga. Przyjęcie chrztu było prostą konsekwencją metanoi — wstąpienia na drogę nowego myślenia i wartościowania — imperatywem odrzucenia grzechu i rozpoczęcia nowego życia w Chrystusie i na Jego wzór. Pierwsi chrześcijanie rozumieli, że być uczniem Pana wiązało się z podjęciem zadania „przyobleczenia” i „odciśnięcia” na sobie Jego obrazu (zob. Rz 8, 29; Ga 3, 27; por. 2 Kor 3, 18; Kol 3, 10)[2].
Frazę: „[…] i niech każdy z was przyjmie chrzest w imieniu Jezusa Chrystusa” można przetłumaczyć także: „[…] i niech da się zanurzyć każdy z was w imieniu Jezusa Pomazańca” (Dz 2, 38)[3]. Termin „zanurzenie w imieniu” należy interpretować jako wejście w intymną i wszechogarniającą wspólnotę z Jezusem, to znaczy jako wezwanie do odwzorowania Jego życia. Katechumen w tym obrzędzie inicjacji oddawał się Mu na własność oraz oczekiwał prowadzenia i zbawienia. Po chrzcie wierzący uczestniczył w całej egzystencji Zbawiciela, zarówno w Jego śmierci, jak i w Zmartwychwstaniu. Podobne rozumienie można dostrzec w listach św. Pawła Apostoła. Świadczy o tym na przykład następujące zdanie: „Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzy otrzymaliśmy chrzest, zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć?” (Rz 6, 3; por. Kol 2, 12)[4].
Z sakramentem chrztu było nieodłącznie związane wyznanie wiary. W pierwszej uproszczonej formie brzmiało ono po prostu „Jezus jest Panem”. Nawrócenie i chrzest w imię Jezusa pociągało za sobą odpuszczenie grzechów i otrzymanie darów Ducha Świętego. To ostatnie nie odbywało się automatycznie, lecz potrzebowało znaku „nałożenia rąk”, choć czasami Zesłanie Ducha Świętego uprzedzało ten sakrament (zob. Dz 2, 1-36; 8, 16; 9, 17; 10, 44-48)[5].
Wyznawanie, wysławianie, wzywanie oraz nauczanie, a także gotowość do cierpienia z powodu imienia Jezus wiązało się z niezachwianą wiarą w Jego moc zbawczą, co było równoznaczne z wyznaniem wiary w misterium Osoby Pana. O tej rzeczywistości najpełniej świadczą znaki i cuda, jakie apostołowie czynili w to święte Imię, to znaczy przez władzę i zasługi Jezusa Chrystusa. I tak jak za czasów Jego widzialnej obecności na ziemi, tak i wtedy, gdy Jego misję kontynuowali uczniowie, były one wyrazem realizującego się zbawienia i nadejścia Królestwa Bożego[6].
Św. Piotr w drugiej mowie, która została wygłoszona po uzdrowieniu chromego (por. Dz 3, 1-26), otwarcie przyznał, że przyczyną sprawczą cudu był Jezus Chrystus. Posłużył się przy tym zwrotem „w Jego imię” — formą używaną w kulturze semickiej na wyrażenie samej Osoby Boga[7]. Apostoł, wychodząc od teologii imienia Boga w czasach Patriarchów, ukazał moc imienia Jezusa zmartwychwstałego — istotę kerygmatu. Chrystocentryczne nauczanie apostołów i uwiarygadniające je znaki zdziałane w imię Jezusa, czyli z upoważnienia i mocą Pana, były źródłem nawróceń i przyczyną rozszerzania się Kościoła[8].
Warto jeszcze zatrzymać się krótko nad fragmentami Dziejów Apostolskich, które przywołują „imię” bez jakichkolwiek dookreśleń, tak jak, na przykład, w 5, 41: „A oni odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla Imienia”. W kulturze semickiej nadawano niektórym określeniom Boga znaczenie hipostatyczne (na przykład „Anioł Jahwe”[9]). Stało się też tak w przypadku wyrażenia „imię”. W teologii judeochrześcijańskiej imię zaczęło oznaczać moc, przez którą Bóg spełniał swoje dzieła. Dalej refleksja utożsamiła go z Osobą odrębną od Ojca. Dostrzeżenie w nim hipostazy Syna można prześledzić w Liście Klemensa. Tutaj owo onoma archegonon — imię, które jest arche stworzenia, wydaje się rzeczywiście być logos, które jest na początku (arche) według Jana (zob. J 1, 1), choć nie ma użytego terminu logos wprost. Można zatem dojść do wniosku, że w środowisku judeochrześcijańskim Boska Osoba Chrystusa była chętniej określana za pomocą terminu „imię” (onoma). To wyrażenie zostało w późniejszym okresie porzucone jako niezrozumiałe i niebezpieczne w mentalności greckiej z uwagi na tendencje gnostyckie, a jego funkcje przejął termin Logos[10]. Z powyższego zatem widać, że utożsamienie „Imienia” z Osobą Chrystusa w Dziejach Apostolskich było dla pierwszych chrześcijan wyraźnym świadectwem wiary w Jezusa jako Syna Bożego, współistotnego Bogu Ojcu.
Wspólnota pierwotnego Kościoła zawierzyła całą swoją egzystencję imieniu Jezus, które stanowiło dla niej uobecnienie niewidocznego na ziemi po Wniebowstąpieniu, ale działającego z mocą Jezusa Chrystusa — Syna Bożego. Nie istniał taki wymiar życia Kościoła apostolskiego (począwszy od chrztu, a skończywszy na męczeństwie za wiarę), który nie byłby wysławianiem imienia Pana. Częste zaś przywoływanie tego Imienia nie było magiczną formułą, ale zakorzenione w tradycji Starego Przymierza, wypływało z wiary, że Zbawiciel jako prawdziwy Bóg jest rzeczywiście obecny i działa w Kościele przez swoje Imię.



[1] Por. B. Maggioni, Duchowość pierwszych wspólnot chrześcijańskich, w: Historia duchowości, t. 2, dz. cyt., s. 111-113; W. Rakocy, Będziecie moimi świadkami (Dz 1, 8). Dzieje Apostolskie, w: Wprowadzenie w myśl i wezwanie ksiąg biblijnych, red. J. Frankowski, t. 9: Dzieje Apostolskie. Listy św. Pawła, współred. S. Mędala, Warszawa 1997, s. 21-22.
[2] Por. J. Gnilka, Pierwsi Chrześcijanie. Źródła i początki Kościoła, Kraków 2003, s. 356, 382, 407; R. Murawski, Wczesnochrześcijańska katecheza. (Do Edyktu Mediolańskiego — 313 r.), Płock 1999, s. 41; H. Pelc, Wezwanie do metanoi w mowach Piotra według Dziejów Apostolskich, Kraków 2004, s. 58; The New Testament. Recovery version, oprac. komentarza W. Lee, Anaheim, California 19912, s. 486-487; New Testament reading guide. The Acts of the Apostles, oprac. komentarza N. M. Flanagan, Collegeville, Minnesota 1960, s. 15.
[3] Grecko-polski Nowy Testament, s. 515. — Cyt za: H. Pelc, dz. cyt., s. 58.
[4] Por. R. Murawski, dz. cyt., s. 40-41; H. Pelc, dz. cyt, s. 58, 72; J. Gnilka, dz. cyt., s. 356, 380-381, 384-385, 412.
[5] Por. H. Pelc, dz. cyt, s. 59; J. Gnilka, dz. cyt., s. 381-382.
[6] Por. A. Banaszek, Rozwój Kościoła Apostolskiego. Dzieje Apostolskie. Listy świętego Pawła, Zeszyty Biblijne KOAB, nr 3, Warszawa 2002, s. 49, 58.
[7] Por. R. J. Karris, Invitation to Acts. A Commentary on the Acts of the Apostles with Complete Text from the Jerusalem Bible, New York 1978, s. 49-50.
[8] H. Pelc, dz. cyt, s. 79, 87-88, 108.
[9] Por. H. Witczyk, Logos. III. W Biblii, EK, t. 10, red. A. Szostek i inni, k. 1314.
[10] Zob. J. Daniélou, Teologia judeochrześcijańska, Kraków 2002, s. 205- 209, 218; por. H. Witczyk, art. cyt., k. 1312-1314.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Pod Krzyżem

Apostołowie trwają w pustce
własnej niemocy
szamocą się w zaułkach
pozrywanych marzeń
ślepi, głusi 
zapomnieli o nadziei.
Wszyscy uciekli
przed ciszą umierania.
Zostało jedno dziecko i
Matka kołysze w ramionach cierpienie
przepalonym sercem
otulona milczeniem
przemieniona w wieczne
AMEN.

wtorek, 8 marca 2011

Cieszę się, że przyszedł Wielki Post! Nareszcie! 
Tak bardzo się sobą zmęczyłam, tymi wszystkimi żalami, pretensjami, które zżerają mi serce, tym moim niepodwarzalnym, śmiertelnie poważnym "ja", które cierpi z byle słowa czy czyjeś miny. 
Wraz z Wielkim Postem, mam nową nadzieję na łaskę, aby  pozbywać się siebie.
Będę się starać i walczyć z tym moim starym "ja", które nie jest tak naprawdę moje. Tak, domyślam się, tym razem również tysiąc razy upadnę, ale to nie jest ważne. Ważne jest to, że dzięki temu na pewno przyjdę po raz tysięczny pod Krzyż.
Cieszę się, że przyszedł Wielki Post, bo mogę się gorliwiej, z nowym zapałem wpatrywać w Chrystusa i to Ukrzyżowanego i tam wypatrzeć zwycięstwo nad tym moim niesfornym "ja". 

Cieszę się, że przyszedł Wielki Post, bo w Tobie, Ukrzyżowany, mogę na nowo wszystko zostawić i wszystko odnaleźć.

niedziela, 2 stycznia 2011

Przyjaciele mówią sobie po imieniu...

W Starym Testamencie istniał zakaz (a w liturgii istnieje i dzisiaj) wypowiadania własnego imienia Boga (JAHWE). Jednak nie ma takiego zakazu, jeśli chodzi o imię Jezus, chociaż ono zawiera w sobie imię Boga (JAHWE zbawia). Imię JEZUS jest imieniem Boga, który stał się bliski, On sam przyszedł i  "przedstawił się nam" i dlatego możemy już mówić sobie po imieniu, jak przyjaciele. Może dlatego mówi się również o imieniu Jezus, że jest słodkie... Bo czyż wspominanie, chociażby przez wypowiadanie imienia kogoś najdroższego nie wywołuje w nas poczucia jego bliskości i dobroci, swoistego, duchowego rodzaju słodyczy.

Imię Jezus darem łaski.
Zaczyna się od wypowiadania imienia Jezus, rozmyślania o Jego istocie, potem miłosnego przenikania Jego głębi, nieustannego noszenia w sercu aż do naśladowania i zjednoczenia wspólnoty życia, tzn. stania się Jezusowym.

piątek, 24 grudnia 2010


Chciałabym przesłać serdeczne życzenia, lecz zapadam się w ciszę. Potrzeba wiary Maryi, żeby minuta za minutą przyjmować Boga narodzonego.
Słowo  zastyga ciężarem tajemnicy…
Czyż wszystko już nie zostało wypowiedziane,
aż stało się ciałem.
Stajemy oko w oko z Prawdą, która jest za oczywista, aby Jej zaprzeczyć.

czwartek, 2 grudnia 2010

ADWENT - TAJEMNICA MILCZENIA

 

Mogą być różne rodzaje milczenia i nie każdy rodzaj jest wskazany czy potrzebny a czasami bywa nawet szkodliwy.
Może być milczenie gniewu, gdy złość jest tak wielka, że zastyga i zamyka drogę do przebaczenia.
Może być milczenie lęku, gdy cisza jest ucieczką od prawdy i od umierania.
Może być milczenie samotności, która staje się wygodnym sposobem na przeżycie.
Może być także milczenie rozkrzyczane, gdy zewnętrznym monologiem zagłuszamy ciszę, w której przemawia sumienie.
Prawdopodobnie można by wymienić jeszcze wiele rodzajów takiego milczenia, ale nie o takie tutaj chodzi.

Chodzi o milczenie, które jest SPOTKANIEM.
Najpierw jest to spotkanie z Bogiem. Milczenie spotkania jest oczekiwaniem, jest otwarciem się na Tego, na którego się oczekuje. Jest to tak jak człowiek staje przy oknie i patrzy, i czeka a wokół dzwoni cisza, a On przychodzi nawet nie wiadomo kiedy...
Ale się trzeba także namęczyć, żeby tak MILCZEĆ, żeby usunąć wszystko co moje, aby każdą myśl, każde słowo i czyn zamienić w modlitwę, w dialog z nade wszystko Umiłowanym. 
Do tego potrzebna jest CISZA, cisza o wiele głębsza niż ta zewnętrzna, która jest zwykłym nie mówieniem czy nie myśleniem (pozornym).
Jest to cisza umierania, ostatecznej rezygnacji z siebie, tak z siebie, wtedy nie ma się już nic, tylko BOGA, który JEST i zalega MILCZENIE.
Wtedy w Nim, nie szukając wcale, odnajduję siebie na NOWO, staje się napełniony tym SENSEM i tą NADZIEJĄ, że tylko ON JEST i nie pragnie się już niczego więcej, dlatego jest milczenie.

To milczenie musi być również spotkaniem z człowiekiem. Gdy wreszcie przestanę myśleć o wadach innych, nawet najsłuszniejszych, gdy zamilkną wreszcie moje osądy, krytyki na temat innych, wtedy zacznę milczeć a drugi człowiek stanie się po prostu przyjacielem w moim JEDYNYM PRZYJACIELU. Gdy zacznę milczeć w ten sposób zobaczę, że jestem taki sam jak mój brat obok.

Chociaż to jest nie do uwierzenia, to wszystko stanie się prawdą, gdy zrozumiemy, że takie milczenie jest ŁASKĄ przebywania z tym na którego oczekujemy - Umiłowanego nade wszystko.

Wtedy właśnie będzie można swobodnie porozmawiać, a każdy dźwięk wypełniony tym milczeniem z Bogiem będzie celowy i poukładany, jak melodia ciszy, bez bełkotu przypadkowych słów.

Właśnie dlatego potrzebny jest ADWENT, aby PAN mógł nauczyć nas milczenia, milczenia otwartego i z radością, że ON PRZYJDZIE, bo przecież JEST.