piątek, 25 grudnia 2009

Bóg się rodzi...

Bóg się rodzi… śpiewamy co roku w tradycyjnej kolędzie.

Bóg, który przekracza ludzką zdolność pojmowania. Bóg - wspanialszy niż najśmielsze marzenia. Bóg – czyste istnienie, wystarczalne samo w sobie, wspólnota wspólnot. Bóg jak wieczna wiosna, jak dłonie mojego taty, jak uśmiech mojej mamy. Słowa zbyt małe by wyrazić rzeczywistość przestrzeni Boga. I dziś Bóg się rodzi…

Czy to możliwe? Przecież Bóg jest niezmierzoną wiecznością, otacza nas swoim istnieniem jak powietrzem, a tu dziecko, maleńka kruszyna uzależniona od ramion matki i ojca. A jednak to Bóg się rodzi…. W całkowitym ubóstwie i odrzuceniu, rodzi się jak niechciane dziecko tej ziemi. W tamtą noc nie było pachnącej choinki, raczej „zapachy” stajni, nie było kaloryfera, raczej gryzący dym z ogniska. Ale przecież była i gwiazda, i pasterze, nawet mędrcy z odległych krain, ale przede wszystkim była Maryja i Józef – dwoje oddanych temu Dziecku na przepadłe.

Ale dlaczego? Dlaczego Pan zamienił wszechwładzę na niemoc, przecież wiedział, co stanie się potem...opuszczając łono Ojca widział już swój krzyż…Dlaczego pozwolił sobie na odrzucenie przez człowieka, dlaczego przyszedł żebrać…

Jest to tajemnica – misterium, misterium Bożego Narodzenia, tajemnica Bożej Miłości, która uparcie poszukuje człowieka, ryzykując wszystko. Człowiek nieustanny uciekinier, dezerter służby Bożej. Brak zaufania zaprowadził go w ślepy zaułek własnej nienawiści. Męczy się w sidłach własnego egoizmu. I jak do niego mówić skoro zatyka uszy, jak mu wskazać drogę, skoro uparcie zamyka oczy. Bóg – Oblubieniec ludzkości, swojego stworzenia widział tylko jedno wyjście, aby dotrzeć do człowieka. W sytuacji zatkanych uszu, zakrytych oczu Bóg zdecydował się PRZYJŚĆ i DOTKNĄĆ, z delikatną miłością zdjąć palce z uszu, łagodnie otworzyć oczy. Jak jednak można dotknąć bez ciała? Bóg przyjmuje ciało ludzkie, ciało ograniczeń, ale to nie jest ważne, bo dla miłującego liczy się tylko umiłowany to znaczy człowiek. Bóg przychodzi na ziemię, abym ja – człowiek mógł być w niebie.

Bóg - przychodzi tak zwyczajnie, pojawia się nagle w zwykłych sprawach ludzkich, prawie niezauważony, stwarzając wciąż i na nowo. Delikatny, cichy i ukryty, dotyka i przytula. Mądrość Boża wybrała nędzne ludzkie ciało na narzędzie swojej miłości, Miłości czystej i pięknej, nieustającej. Mądrość Boża uświęca ciało ludzkie i odtąd już nigdy nie jest ono nędzne, jest Boskie! Jakie to dziwne, człowiek odszedł od Boga, bo chciał być jak Bóg, Bóg zaś staje się człowiekiem, aby przygarnąć go na łono swojej Boskości, dać wieczność, aby był jak Bóg. Jak Bóg to znaczy miłością nieogarnioną i do końca, zapomnieniem o sobie, czystą prawdą – pokorą, prostotą, przebaczeniem…

W dzień Bożego Narodzenia pragniemy życzyć tego istnienia i życia jak Bóg…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz